poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Moja rodzina. Mój dom.



RODZINA
GRUPA LUDZI, KTÓRYCH MUSISZ KOCHAĆ.


No, może nie musisz, ale kochasz. Bo to czujesz. Bo chcesz tego. Bo wiesz, że należycie do siebie nawzajem. 


Jestem wielką szczęściarą, że los wrzucił mnie właśnie do tej konkretnej rodziny. Bo rodzinę mam pierwszorzędną. Dużą (czwórka rodzeństwa to nie byle co!), zżytą, spędzającą ze sobą niemal każde niedzielne popołudnie i (ku ogromnej uciesze dziadków) nadal się powiększającą.

KIEDYŚ
Dom, który pamiętam z dziecięcych lat, był ciasny i pełen ludzi. Wszyscy razem, "na kupie", w jednym pokoju z siostrą i bratem. Czy brak przestrzeni dawał mi się we znaki? Jakoś nie. Nie przypominam sobie. Pamiętam za to (najpiękniejsze na świecie) święta Bożego Narodzenia. Przesiadywanie do wieczora przy blasku choinkowych lampek. Pamiętam udawanie, że nadal wierzymy w świętego Mikołaja i zostawianie listów na parapecie, kiedy na prawdę ufaliśmy, że On je zabierze. Mój dziecinny dom to gwar i wspólne siadanie do obiadu. Zabawy z bratem i przemoczone kombinezony.

Ten dawny dom nadal jest. W mojej głowie. I nigdy nie zniknie.


DZIŚ
Ponad 3 lata temu opuściłam mój rodzinny dom. Teraz jest on miejscem, które uwielbiam odwiedzać. Do którego wracam nie tylko ciałem ale i myślami. Mój rodzinny dom jest zawsze otwarty. Jest głośny. Niezmiennie pełen ludzi. Wracam do domu, żeby odpocząć. Żeby odetchnąć. Nabrać dystansu. Wiem, że mogę tam pojechać zawsze i zawsze przywitają mnie uśmiechnięte twarze rodziców oraz ręce wyciągnięte do mojego terrorysty - ukochanego wnuczka babci i dziadka.

Moim największym życiowym marzeniem jest stworzenie takiego właśnie domu dla naszego malucha. Stworzenie mu po prostu szczęśliwego domu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz